środa, 9 stycznia 2019

Przyciąganie siłą woli

Jak przyciągnęłam męża siłą woli, czyli wizualizacjami: każdego dnia co chwile wyobrażałam sobie to uczucie radości z powodu tego że jestem z kimś, gdy gdzieś szłam, to w myślach szłam za rękę, gdy gotowałam to w myślach gotowałam z kimś, już same te myśli dawały mi dużo radości, cały czas miałam w sobie to uczucie, że jest ta osoba, nikt konkretny, tylko mój wyśniony ideał. Po 3 tygodniach zadzwonił do mnie, znajomy ze studiów, nie gadaliśmy od 2 lat i nagle sobie o mnie przypomniał. Właśnie mija 6 lat, od 3 jesteśmy maleństwem.

Jak przyciągnęłam autko: to było skomplikowańsze bo jeździłam starym gruchotem, którego miałam już dosyć i zawsze jak gdzieś musiałam jechać to byłam wkurzona, więc musiałam zacząć od zaakceptowania i wdzięczności za tego starocia. Starałam się myśleć o moim aucie czule, przecież już tyle ze mną przeszło/przejechało. Starałam się dziękować za każdym razem gdy odpalałam. Nawet nie wiem kiedy i już mam nowy samochód od roku, może nie jakiś wypasiony ale bardzo wygodny.

Wszystko da się przyciągnąć ale nie o to chodzi, to jest pułapka, pułapka chcenia, bo to wszystko daje szczęście tylko na chwilę, a potem wraca się do dawnego stanu przygnębienia, wraca poprzednia depresja, albo wkurw. I znów sie szuka co by tu chcieć, szuka się nadzieii, że coś da w końcu szczęście. To nie o to chodzi, żeby ciągle coś sobie celowo stwarzać, bo nieustanne wizualizacje to ogromny wysiłek umysłu. I życie w przyszłości. I ciągły wewnętrzny przymus: muszę to mieć!

Największe wyzwolenie daje akceptacja tu i teraz, tej chwili, tego miejsca.

Niedawno dowiedziałam się, że moje dziecko ma nieuleczalnie chore serce, nie widać objawów, ale w każdej chwili może umrzeć. Dowiedzieliśmy się tego akurat w chwili kiedy skończył roczek, zaczynał chodzić do żłobka, a ja szukałam pracy i byłam pełna wizualizacji wspaniałej roboty. Chwilę zeszło zanim to do mnie dotarło, że cale do żadnej roboty  nie moge iść. Moja przyszłość i wszelkie chcenie legło w gruzach. Postanowiłam BYĆ z synkiem, zauważać chwilę, zauważać życie, być teraz z nim. I poczułam się wtedy tak jakbym całe życie biegła w jakimś morderczym maratonie przez Himalaje, i teraz pierwszy raz mogę odpocząć w ciepłej wannie. Pierwszy raz przestałam usilnie myśleć o tym czego chcę, przestałam chcieć, nawet myśleć o chceniu. Odpuściłam wszystko. I to jest ogromny relaks. Jest to co jest, doświadczam.

Może, to dziwnie brzmi że najbardziej zrelaksowało mnie ryzyko śmierć mojego dziecka, ale tak właśnie jest że tylko największe wstrząsy potrafią najgłębiej zmieniać.

Właśnie siedzę przed kompem pierwszy raz od 3 tygodni bo byliśmy długo w szpitalu. Dziubek dostał leki, które dobrze znosi więc ryzyko śmierci drastycznie spadło. Uff. ale chciałam dodać, że w szpitalu jeden lekarz pochwalił się czasie luźnej rozmowy tym, że jakiś czas temu kupił posiadłość z ogromnym parkiem ze starodrzewem. Ten lekarz to kardiochirurg dziecięcy. I moja myśl jest taka: nasz dobrobyt jest generowany przez wdzięczność jaką czują do nas inni. Czym więcej robisz dobrego dla innych tym większa leci fala wdzięczności, to jest strumień dobrej energii, który manifestuje się tworząc dobre rzeczy.

Więc bądźmy teraz i róbmy dobro.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz