
Jak przyciągnęłam autko: to było skomplikowańsze bo
jeździłam starym gruchotem, którego miałam już dosyć i zawsze jak gdzieś
musiałam jechać to byłam wkurzona, więc musiałam zacząć od zaakceptowania i
wdzięczności za tego starocia. Starałam się myśleć o moim aucie czule, przecież
już tyle ze mną przeszło/przejechało. Starałam się dziękować za każdym razem
gdy odpalałam. Nawet nie wiem kiedy i już mam nowy samochód od roku, może nie
jakiś wypasiony ale bardzo wygodny.
Wszystko da się przyciągnąć ale nie o to chodzi, to jest
pułapka, pułapka chcenia, bo to wszystko daje szczęście tylko na chwilę, a
potem wraca się do dawnego stanu przygnębienia, wraca poprzednia depresja, albo
wkurw. I znów sie szuka co by tu chcieć, szuka się nadzieii, że coś da w końcu szczęście. To nie o to chodzi, żeby ciągle coś sobie celowo stwarzać, bo nieustanne
wizualizacje to ogromny wysiłek umysłu. I życie w przyszłości. I ciągły wewnętrzny przymus: muszę to mieć!
Największe wyzwolenie daje akceptacja tu i teraz, tej
chwili, tego miejsca.
Niedawno dowiedziałam się, że moje dziecko ma nieuleczalnie chore serce, nie widać objawów, ale w każdej chwili może umrzeć. Dowiedzieliśmy się tego akurat w chwili kiedy skończył roczek, zaczynał chodzić do żłobka, a ja szukałam pracy i byłam pełna wizualizacji wspaniałej roboty. Chwilę zeszło zanim to do mnie dotarło, że cale do żadnej roboty nie moge iść. Moja przyszłość i wszelkie chcenie legło w gruzach. Postanowiłam BYĆ z synkiem, zauważać chwilę, zauważać życie, być teraz z nim. I poczułam się wtedy tak jakbym całe życie biegła w jakimś morderczym maratonie przez Himalaje, i teraz pierwszy raz mogę odpocząć w ciepłej wannie. Pierwszy raz przestałam usilnie myśleć o tym czego chcę, przestałam chcieć, nawet myśleć o chceniu. Odpuściłam wszystko. I to jest ogromny relaks. Jest to co jest, doświadczam.

Może, to dziwnie brzmi że najbardziej zrelaksowało mnie ryzyko śmierć mojego dziecka, ale tak właśnie jest że tylko największe wstrząsy potrafią najgłębiej zmieniać.
Niedawno dowiedziałam się, że moje dziecko ma nieuleczalnie chore serce, nie widać objawów, ale w każdej chwili może umrzeć. Dowiedzieliśmy się tego akurat w chwili kiedy skończył roczek, zaczynał chodzić do żłobka, a ja szukałam pracy i byłam pełna wizualizacji wspaniałej roboty. Chwilę zeszło zanim to do mnie dotarło, że cale do żadnej roboty nie moge iść. Moja przyszłość i wszelkie chcenie legło w gruzach. Postanowiłam BYĆ z synkiem, zauważać chwilę, zauważać życie, być teraz z nim. I poczułam się wtedy tak jakbym całe życie biegła w jakimś morderczym maratonie przez Himalaje, i teraz pierwszy raz mogę odpocząć w ciepłej wannie. Pierwszy raz przestałam usilnie myśleć o tym czego chcę, przestałam chcieć, nawet myśleć o chceniu. Odpuściłam wszystko. I to jest ogromny relaks. Jest to co jest, doświadczam.

Może, to dziwnie brzmi że najbardziej zrelaksowało mnie ryzyko śmierć mojego dziecka, ale tak właśnie jest że tylko największe wstrząsy potrafią najgłębiej zmieniać.

Więc bądźmy teraz i róbmy dobro.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz