sobota, 26 listopada 2016

Wieś 50 lat temu i szok cywilizacyjny

Moja teściowa pochodzi z bardzo biednej rodziny ze wsi, dość daleko na odludziu w centrum Podkarpacia. Nie raz ja wypytywałam jak wyglądało życie ludzi gdy była małą dziewczynką, oczywiście pytałam co wtedy jedli.


Ich dieta była bardzo zależna od pór roku. Przez całe lato dzień w dzień jedli grochówkę. Kury nie były dokarmiane więc znosiły może max 2 jajka na tydzień. Jesienią zbierali ziemniaki, które maja trwałość kilka miesięcy więc na wiosnę już większość jest zgniła. Raz w roku zabijali świnie i jedli mięso przez kilka miesięcy, a gdy się mięso skończyło to nie jedli go aż do następnego zabicia świni. Ludzie nie mieli pasty do zębów, więc nie myli ich i wszyscy już około 30stki byli zupełnie szczerbaci. Jej ojciec opowiada, że gdy był mały to był taki głód na mięso, że wykradał pisklęta z gniazd dzikich ptaków, i nie raz to było jedyne mięso przez długie miesiące. 

Moja teściowa wyszła za mąż za pracowitego gospodarza (chociaż ma swoje za uszami). Mieli w domu krowę, świnie i kury, i kilka hektarów upraw. Więc gdy mój mąż był mały mieli w domu do jedzenia bardzo dużo twarogu, świeżego mleka krowiego (które jest bardzo tłuste) i jajka. Oczywiście mieli swoje ziemniaki i inne warzywa. I bardzo dużo owoców. Mięso jedli tak jak dziadkowie przez kilka miesięcy w roku. Chleb kupowali. Teściowa opowiada że gdy chłopcy byli mali (mąż i jego brat) to bardzo chorowali na anginę, wtedy lekarz zalecił jej podawać im mleko kozie, więc kupili dwie kozy. Pili to mleko i od tamtej pory ani razu więcej nie zachorowali. Mężuś pamięta jak był mały i jeździł na kozie jak na koniu.
szykuję kompoty z czereśni,
teraz wokół domu jest mniej owoców,
bo stare drzewa pochorowały się, a nowe są jeszcze małe

Teraz teściowa i jej rodzice jedzą wszystko tylko ze sklepu (mają tylko troszkę swoich warzyw). Nie chce myśleć jak dużym szokiem dla organizmu może być taka zmiana, nawet jeśli nastąpiła stopniowo. Teraz moja teściowa je codziennie sklepowe wędliny, a przecież to jest najgorsza trucizna. Nie dość że zawierają glifosat to jeszcze różne polepszacze i spulchniacze, wystarczy z daleko spojrzeć na skład, widać że tam jest kilka linijek litanii chemicznej. Jednak z drugiej strony żal jej tego odmawiać kiedy ona cieszy się, że żyje w takim dobrobycie. Jej rodzice mówią, że gdyby mogli opowiedzieć swoim rodzicom jak żyją to tamci nie uwierzyliby. 

W mojej miejskiej rodzinie było zupełnie inaczej. Dziadek był sztygarem na śląskiej kopalni, a babcia prowadziła sklep, więc to zupełnie inna bajka, jedli na co dzień mięso ze sklepu i słodycze, więc szok chemiczny jest mniej odczuwalny. Moja rodzina na Śląsku nadal żyje dostatnio (chociaż oni twierdzą inaczej).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz