środa, 30 listopada 2016

Najbardziej kaloryczna roślina


Kukurydza jest bardzo łatwym zbożem do uprawy, w dodatku jest bardzo kaloryczna, więc można się nią najeść, co bardzo ułatwia przejście na własne jedzenie. Podobnie jak ziemniaki i groch.


Przechowujemy ją w postaci suszonej i robimy z niej głównie popcorn, ale można ją również namoczyć, ugotować i dodać do sałatki, albo do obiadu zamiast ziemniaków. Łatwo ja zmielić, następnie zmieszać z wodą i upiec podpłomyki, albo nawet pizzę. I to będzie super bo kukurydza nie zawiera glutenu.


obieranie z liści i odrzucanie spleśniałych,
we dwoje zrobiliśmy to w pół godziny,
część ziaren odstawiamy do siewu w przyszłym roku
Ma tylko jeden mankament - bardzo ją lubią dziki, więc lepiej ja siać tylko na ogrodzonym polu. Dziki są sprytne, specjalnie przewracają te wysokie kłosy a potem jedzą z ziemi. Niestety kukurydza zwabia dziki z daleka. 

zdrowych kolb zostało pół skrzynki
U nas posialiśmy jeden rządek 100 metrowy, ale źle to zrobiłam bo dałam za dużo ziarenek do jednego dołka i były za duże odległości miedzy dołkami. Najlepiej by było dać po 2 ziarenka do dołka i odstępy 10cm, wtedy kłosy by urosły wyższe, silniejsze i dały większy plon. Tak zrobię w przyszłym roku. Gdy kłosy wzejdą na wysokość 20cm, wypadało by je chociaż raz przeplewić, u nas w tym roku nikt tego nie zrobił co dodatkowo je osłabiło. Więc przyszły rok wzbogacony o wiedzę zapowiada się obfitszy. 

tyle było całego zbioru,
 za rok będzie 10 takich
Zbiór jesienią, na pewno wcześniej niż w listopadzie, zebrałam je niedawno i to było za późno, wiele kolb było spleśniałych, bo zbyt długo były wystawione na deszcz. Po zebraniu trzeba je w miarę szybko, najlepiej tego samego dnia, oberwać z liści i ułożyć cienką warstwą do suszenia. U nas minął tydzień, czyli kolejny błąd do naprawienia w przyszłym roku.

Niektórzy twierdzą że nie trawią kukurydzy, nie smakuje im, i uważają że to jest pasza dla zwierząt. Moim zdaniem to jest zalezne od grup krwi. Możliwe że grupa zero nie trawi kukurydzy, natominast moja grupa A trawi świetnie.

to nasz marny rządek niskich kukurydz

Fajnie jest czuć silne ciało

Mój mąż ma znajomego dietetyka, który układa diety dla bogatych ludzi i dodatkowo jest też ich trenerem oraz motywuje do pracy nad sobą. Ma zero tłuszczu i jest bardzo umięśniony. Ostatnio odwiedziliśmy go. Akurat zrobił sobie śniadanie: 6 kromek z serem białym, żółtym i dużą ilością majonezu, a na stole leżała resztka grubej czekolady. Od razu musiałam go spytać o to, jak to jest, czy wobec siebie też stosuje jakąś dietę, itd. A on mi tak odpowiedział:
To nie ja to jakaś sportsmenka

"Biegam codziennie 20 kilometrów i dodatkowo robię trening siłowy, potrzebuję dużo kalorii. Ludzie sobie myślą, że zrobią trzy treningi w tygodniu i to już wystarczy żeby zjeść sobie czekoladę. To tak nie jest. Jak by zrobili 10 treningów, to już można pomyśleć o czekoladzie."

To mi dało do myślenia, że ja naprawdę mało się ruszam, albo raczej nic.. Myślałam sobie że raz w tygodniu trening z Chodakowską utrzyma mi kondycję, hmm, ale na jakim poziomie utrzyma? Chyba zerowym :D Latem biegałam co drugi dzień 4 km, teraz mi się to wydaje śmieszne. Więc mam nową motywację i będę ćwiczyć co drugi dzień lekki skalpel Chodakowskiej, a potem codziennie. Chociaż to może być trudne. Czy mój stagnujący tryb życia może być przyczyną niedoczynności tarczycy? Chyba nie bo wielu ludzi żyje głównie na siedząco i jakoś ich tarczyca działa prawidłowo. Ale większa ilość ćwiczeń mi nie zaszkodzi, już straciłam nadzieję, że jeszcze kiedyś schudnę, chcę się tylko lepiej czuć na co dzień, czyli mieć więcej energii.


Czasem miałam takie etapy, że ćwiczyłam i biegałam częściej, np codziennie przez miesiąc. Po pewnym czasie czułam, że moje ciało jest silniejsze, bardziej wytrzymałe. To jest wspaniałe uczucie. Dodatkowo dzięki temu że krew szybciej krąży, to wzmacnia się układ krążenia, serce tez jest trenowane. Krew lepiej roznosi wszystkie substancje odżywcze do najdalszych zakamarków ciała, np do włosów i paznokci, dzieki czemu stają się zdrowsze. No i roznosi tlen, wysiłek fizyczny (z zadyszką) to najlepsze dotlenienie organizmu. Przy niedoczynności tarczycy krew krąży bardzo, bardzo powoli, dlatego włosy wypadają, paznokcie się łamią, skóra jest sucha, komórki ciała są ciągle głodne, chociaż żołądek jest pełen, ciągle jest zimno, lodowate dłonie i stopy.

Ryzyko trenowania przy niedoczynności tarczycy jest takie, że jak ciało poczuje, że musi się zregenerować (zakwasy, budowanie mięśni) to tarczyca jeszcze bardziej obniża poziom hormonów, Bo niski poziom hormonów tarczycy = powolny metabolizm, czyli ospałość. Jest to normalna reakcja u każdego człowieka, gdy potrzebuje regeneracji, jego metabolizm spada by odpoczął. U osób z niedoczynnością ta reakcja jest na co dzień a po wysiłku jest silniejsza.

to ja na listopadowym wieczornym spacerze, jak tylko pozwala pogoda staram się przejść 4km, a powinnam przebiec 10, ale wszystko przede mną :) ten sweter mnie pogrubia, ja tak naprawdę nie wyglądam ;)

Dopisane po miesiącu:
No i nawet udało mi się ćwiczyć codziennie z Ewą Chodakowską trening Turbo spalanie :D ćwiczyłam dwa tygodnie do czasu aż dowiedziałam się że jestem w ciąży :D teraz ćwiczę trening dla ciężarnych o wiele lżejszy.

Dobra, spadam na trening. No to pa! :D

poniedziałek, 28 listopada 2016

Gluten i dzikie ziarna



kłosy chwastnicy
Latem gdy gdy spaceruję polami lubię zerwać kłosek trawy i wyjadać świeże ziarna, szczególnie z pszenicy. Pełne kłosy traw kuszą mnie, mam na nie smaka. Mój maż zajmuje się produkcją szczepionych drzewek orzecha włoskiego i na polu gdzie rosną małe drzewka zawsze są miliony chwastów do plewienia. 50% z nich to chwastnica, okropny chwast do wyplewienia, wystarczy żeby został mały kawałek a w tydzień odrasta z niego nowa roślina, w dodatku nie wystarczy wyrwać u rzucić byle gdzie, bo ukorzeni się powrotem, nawet jeśli jest do góry nogami. Szkoda że warzywa nie są takie trwałe. Co roku spieszymy się z plewieniem żeby zdążyć przez rozsianiem się nasion chwastnicy i wyrywamy kłosy ciężkie od nasion. Jakoś tak mi ich żal, że się marnują. Tyle ziaren, tyle zboża, idzie w nic. Tym bardziej jak pamiętam o tej zasadzie, że najbardziej pożytecznych rzeczy jest w przyrodzie najwięcej. Mój mąż czuje to samo, więc wpadliśmy na pomysł, żeby te wszystkie chwastnice zbierać na przyczepę, zawieźć (1km) i rozsypać po wybiegu kur, niech sobie dziobią, a co nie wydziobią to może wykiełkuje na trawkę dla kur. 

Chwastnica ma dość ciężkie ziarna, więc jestem przekonana że można by z nich zrobić świetną mąkę. jednak nie podejmuję sie tego zadania, bo wiem że nie umiem oddzielać ziaren od plew. Dwa lata temu eksperymentowałam ze zbożami bo wydały mi się łatwe. Bez problemu i bez poświęcania wiele czasu miałam dość dużo kłosów prosa i sorgo. Zebrałam z tego po pół wiaderka ziaren wymieszanych z plewami i tu się zatrzymałam. Nie mam pojęcia jak to oddzielić domowym sposobem. Myślę, że w tej kwestii warto by było zainwestować w maszynę, która umiała by oddzielić mniejsze ilości, np 10kg, albo nawet 30kg, bo w tych przemysłowych to pewnie się wrzuca tone na raz. Mając taka maszynę mogłabym wykorzystać chwastnicę, oraz zacząć sobie produkować wszystkie inne zboża.
Dlaczego ludzie stali sie wrażliwi na gluten? Odpowiedź: nie stali się. wrażliwi na gluten tylko na nadmiar glutenu, bo zostały zachwiane proporcje.

Niedaleko miejsca w którym mieszkam jest skansen starej wsi. Można tam zobaczyć kłosy pszenicy przechowane przez 100lat, takie jak kiedyś były uprawiane, i są one mniejsze z 5 razy od dzisiejszych. Więc wcale się nie dziwię że dzisiejsza napompowana pszenica trochę nam szkodzi. Proporcje składników w ziarnie się zmieniły w ciągu 100 lat. Pewnego dnia mój endokrynolog zalecił mi odstawienie zupełnie maki z pszenicy, więc odstawiłam. Przez miesiąc jadłam zamiast chleba kaszę jaglaną, lub płatki ryżowe. I naprawdę czułam się o wiele lepiej, czyli byłam mniej śpiąca, zmęczona, zmulona, nie musiałam pić kawy po posiłkach. Wtedy tego tak nie zauważyłam, dopiero jak po kilku tygodniach od odstawienia zjadłam kanapkę... zadziałała na mnie jak środek nasenny, bo tak wielkim wysiłkiem dla organizmu jest strawienie jej. A dziś przegięłam bo szwagierka upiekła babeczki i skusiłam się na jedną... idę spać.

Więc mam prosty wniosek: zboża tak, pszenica nie ;) Bo gluten jest zawarty nie tylko w pszenicy, ale we większości ziaren traw, tylko w naturalnych proporcjach nam nie szkodzi.

Dodatkowo dwie znajome bardzo długo starały się o dziecko, i zaszły dopiero po odstawieniu glutenu.

niedziela, 27 listopada 2016

Surówka listopadowa

Dziś jest okropna pogoda, wiszą ciężkie chmury, jest ciemno, i siąpi lodowaty deszcz. Pomimo to wyszłam na spacerek wokół domu w poszukiwaniu składników na surówkę do obiadu. Znalazłam trochę liści.
dodatkowo sklepowa kapusta pekińska


Pietruszka i Jarmuż
To standardowe składniki moich surówek

 Pokrzywa
Jest super lecznicza i w dodatku powszechnie dostępna, a ludzie nie chcą korzystać z tego zdroju zdrowia bo boją się małych kolców z kwasem. Prawda jest taka, że kolce pokrzywy są bardzo delikatne i łatwo jest je połamać, a wtedy pokrzywa już nie parzy, a nawet jak nas w palec ukłuje to tylko na zdrowie, bo kwas mrówkowy w tak małej ilości nic nam nie szkodzi. W necie jest milion stron o bogatej zawartości witamin i minerałów w pokrzywie i o jej zdrowotnych właściwościach, więc nie będę się powtarzać. Należy zbierać tylko najmłodsze liście w wierzchołka pędu.

Oregano
Strasznie rozsiewa roślina, zaczęliśmy od jednej rośliny 3 lata temu i teraz już rośnie wszędzie. Mamy tego tak dużo że próbuję sprzedać pojedyncze rośliny po złotówce, ale jakoś ludzie nie chcą kupować, nie wiem dlaczego.

Drobno posiekany mniszek
Cząber górski
TADAM! Surówka gotowa ;)

Pojedyncza mała gałązeczka, tylko tyle mogę wziąć do surówki, bo strasznie powoli rośnie, tym bardziej, że czasem ktoś go skosi kosiarką. Cząber górski jest wieloletni, w odróżnieniu od cząbru ogrodowego, który jest roślina jednoroczną.


Mniszek
wygląda pysznie ;D
Druga super zdrowotna roślina i powszechnie dostępna, jest na drugim miejscu po pokrzywie ponieważ kiepsko smakuje, a pokrzywa ma bardzo dobry smak. Dlatego mniszek bardzo drobno siekam, żeby nikt się nie nadział zębem na duży kawał gorzkiego liścia. 

W sumie to wszystko drobno siekam, następnie dodaję już tylko oliwę z oliwek i przyprawy: sól pieprz i zioła prowansalskie. Na koniec sobie jeszcze przypomniałam, że mogę dodać ogórki kiszone. I gotowe, zdrowotna surówka, lepsza niż jakiekolwiek suplementy witaminowe. Mogłam dodać jeszcze marchewkę, ale mężuś zamknął stodołę i zabrał klucz, więc nie miałam się jak do niej dostać, czyli dziś bez marchewki. Kto lubi niech doda cebulę, ja nie przepadam za surową.

Niestety do surówki dodałam sklepową kapustę pekińską, w tym roku robiłam pierwszą próbę z uprawa tego warzywa i nawet wyrosło kilkanaście główek, ale w zły sposób podlewałam, bo lałam po liściach i wszystkie kapusty zgniły w środku, Tylko jedna z nich nadawała się do jedzenia. Po drugie z całego ogrodu ściągały ślimaki i rzucały się własnie na tą kapustę, więc wiele młodych kapustek było zjedzonych do ziemi, ale jak podrosły te co przetrwały to już ślimaki zjadały tylko te zewnętrzne liście, a środek pozostawał nienaruszony. Do momentu aż zgnił. W przyszłym roku już wiem co mam poprawić i będę mieć swoja kapustę pekińską. ;)

sobota, 26 listopada 2016

Wieś 50 lat temu i szok cywilizacyjny

Moja teściowa pochodzi z bardzo biednej rodziny ze wsi, dość daleko na odludziu w centrum Podkarpacia. Nie raz ja wypytywałam jak wyglądało życie ludzi gdy była małą dziewczynką, oczywiście pytałam co wtedy jedli.


Ich dieta była bardzo zależna od pór roku. Przez całe lato dzień w dzień jedli grochówkę. Kury nie były dokarmiane więc znosiły może max 2 jajka na tydzień. Jesienią zbierali ziemniaki, które maja trwałość kilka miesięcy więc na wiosnę już większość jest zgniła. Raz w roku zabijali świnie i jedli mięso przez kilka miesięcy, a gdy się mięso skończyło to nie jedli go aż do następnego zabicia świni. Ludzie nie mieli pasty do zębów, więc nie myli ich i wszyscy już około 30stki byli zupełnie szczerbaci. Jej ojciec opowiada, że gdy był mały to był taki głód na mięso, że wykradał pisklęta z gniazd dzikich ptaków, i nie raz to było jedyne mięso przez długie miesiące. 

Moja teściowa wyszła za mąż za pracowitego gospodarza (chociaż ma swoje za uszami). Mieli w domu krowę, świnie i kury, i kilka hektarów upraw. Więc gdy mój mąż był mały mieli w domu do jedzenia bardzo dużo twarogu, świeżego mleka krowiego (które jest bardzo tłuste) i jajka. Oczywiście mieli swoje ziemniaki i inne warzywa. I bardzo dużo owoców. Mięso jedli tak jak dziadkowie przez kilka miesięcy w roku. Chleb kupowali. Teściowa opowiada że gdy chłopcy byli mali (mąż i jego brat) to bardzo chorowali na anginę, wtedy lekarz zalecił jej podawać im mleko kozie, więc kupili dwie kozy. Pili to mleko i od tamtej pory ani razu więcej nie zachorowali. Mężuś pamięta jak był mały i jeździł na kozie jak na koniu.
szykuję kompoty z czereśni,
teraz wokół domu jest mniej owoców,
bo stare drzewa pochorowały się, a nowe są jeszcze małe

Teraz teściowa i jej rodzice jedzą wszystko tylko ze sklepu (mają tylko troszkę swoich warzyw). Nie chce myśleć jak dużym szokiem dla organizmu może być taka zmiana, nawet jeśli nastąpiła stopniowo. Teraz moja teściowa je codziennie sklepowe wędliny, a przecież to jest najgorsza trucizna. Nie dość że zawierają glifosat to jeszcze różne polepszacze i spulchniacze, wystarczy z daleko spojrzeć na skład, widać że tam jest kilka linijek litanii chemicznej. Jednak z drugiej strony żal jej tego odmawiać kiedy ona cieszy się, że żyje w takim dobrobycie. Jej rodzice mówią, że gdyby mogli opowiedzieć swoim rodzicom jak żyją to tamci nie uwierzyliby. 

W mojej miejskiej rodzinie było zupełnie inaczej. Dziadek był sztygarem na śląskiej kopalni, a babcia prowadziła sklep, więc to zupełnie inna bajka, jedli na co dzień mięso ze sklepu i słodycze, więc szok chemiczny jest mniej odczuwalny. Moja rodzina na Śląsku nadal żyje dostatnio (chociaż oni twierdzą inaczej).

Etyka jedzenia zwierząt i innych stworzeń

Jak to jest z tym zabijaniem i naszym sumieniem?

Świadomość tego jak produkowane jest mięso jest męcząca, ale świadomość tego jak cierpią rośliny też nie jest zbyt przyjemna. Studiowałam ogrodnictwo, jednym z moich ulubionych przedmiotów była fizjologia roślin. Nie wiem czy wiecie że rośliny mają hormony, np hormon stresu, który wydziela się kiedy zerwiecie listek, lub nawet gdy tylko dotkniecie gałązkę, już nie mówiąc o obdzieraniu korzenia ze skóry. Dodatkowo rośliny wydzielają w powietrze hormony informujące inne rośliny o zagrożeniu, więc kiedy obierasz ziemniaka, to inne ziemniaki już wiedzą co je zaraz spotka i boją się. Objawia się to np zatrzymaniem transpiracji (oddychanie roślin) robiono wiele badań na ten temat. Wiele roślin przekształca fotony w elektrony, gdy bezpośrednio padają na liść promienie słońca to wewnątrz wiązek przewodzących dzieje się burza elektryczna, rośliny mają ekstazę. Widziałam już taki wynalazek, że doniczka z rośliną działała jak mała elektrownia i można było z tego ładować telefon. 

Pszczoły, komary, motyle i muchy
mają w sobie tyle samo życia
A wracając do zwierząt to gdzie jest granica pomiędzy zwierzętami które wolno zabijać a tymi których nie wolno? wszystkich nie wolno? a komar? a gniazdo szerszeni pod dachem? owady wolno? to gdzie jest granica? 

Więc chyba pozostaje nam przejść na dietę owocową, bo rośliny wydają owoce specjalnie po to żebyśmy je zjedli, więc nikt nie będzie miał o to pretensji, chyba tylko Twoja mama. Jednak dla większości z nas same owoce nie wystarczą, tym bardziej, że żyjemy w Polsce, a nie w tropikach.
Prahlad Jani - człowiek który nic nie je

Uważam, że całe nieskończone życie naszej duszy ma etapy, jest to pewna ewolucja, wznoszenie się do ideału. Na pewnym etapie będziemy mogli żyć zasilani jedynie energią boską, jednak jak na razie nie jesteśmy aż tak doskonali i na tym etapie na którym jesteśmy warto jak najbardziej ograniczyć zabijanie innych stworzeń, ale w ramach zachowania zdrowia. Istnieje na ziemi człowiek który nic nie je, życzę aby każdemu z nas udało się zbliżyć do tego ideału, jednak to jest praca na wiele wcieleń. Nie ma co się spinać na siłę, to tak jak z nauką pływania, nie można od razu skoczyć na głęboką wodę, ale trzeba nieustannie uczyć się pływać.

Kiedyś przestałam jeść mięso na 9 lat. Jednak byłam bardzo młodą nastolatką i miałam zerowe pojęcie o funkcjonowaniu naszych ciał, i ogólnie nic o prawidłowej diecie. Głównie jadłam smażone pierogi... na zmianę z naleśnikami... czasem urozmaicałam ryżem z warzywami (zamrożonymi z torebki), tez smazone ale byłam po tym posiłku szybko głodna. Doprowadziłam się do anemii, ledwie zdawałam sesję na studiach, chociaż te studia były dość łatwe. Więc porażka. Nie o to chodzi. Trzeba mierzyć siły na zamiary. Czy mam miec wyrzuty sumienia że jem mięso? Nie, bo to jeszcze nie mój etap. Czy mam mieć wyrzuty sumienia że jem rośliny? Na takim samym poziomie nie, bo to tym bardziej nie mój etap. Ale chcę do tych etapów dążyć.

Na każdym etapie można bojkotować przemysłową produkcję mięsa. Ten koleś nauczył się YouTube zajmować się owcami i w pierwszych roku hodowli zaspokoił potrzeby rodziny na mięso w 100%. W samodzielnie wyhodowaną baraninę i jagnięcinę. Codziennie wstawał wczesniej żeby dać im siana, a potem jechał do pracy, więc da się. Poznał dzięki temu wartość mięsa, uświadomił sobie, jak wielkie jest to poświęcenie ze strony zwierząt. Wspaniale by było gdyby wszyscy ludzie mogli to poznać. wtedy ludzie oburzaliby się na niską cenę mięsa w sklepie, bo powinno mieć super wysoką, powinno być super luksusowe. Niestety w dzisiejszych czasach ludziom nawet deszcz przeszkadza, który jest życiodajny, który jest potrzebny roślinom, całej przyrodzie, i dla ludzi do produkcji jedzenia. Większość nie czuje takiej podstawowej zasady, więc jak mają czuć wartość mięsa? Dlatego zachęcam by każdy, w miarę możliwości, hodował chociaż kury. Gdyby cała nasza cywilizacja mogła tego doświadczyć to bardzo szybko większość przeszła by na weganizm. Oczywiście zdarzają się takie oporne typy, którym zabijanie sprawia przyjemność, jednak mniejszym złem jest polowanie na dziką sarnę, niż kupowanie schabowego w sklepie.

Jezus jadł ryby, fajnie by było go naśladować, ale morza są tak zanieczyszczone, że nic dobrego by z tego nie wyszło. Można wziąć pod uwagę ryby rzeczne, ale nie z hodowli ryb (bo pewnie są karmione soją). Dlatego ryby to najlepiej tylko te samodzielnie złowione.


Więc co teraz robić?

  • Ograniczyć jedzenie mięsa do minimum, 
  • Czuć wdzięczność wobec wszystkich stworzeń które zjadamy
  • Nie objadać się niepotrzebnie 
  • Wcinać owoce ile wlezie ;)



Przestrzeń miłości

Było o tym w tej książce o Anastazji napisanej przez Megre. Książka opisuje dzieje tajemniczej dziewczyny, żyjącej w lesie. Megre napisał tą baśń tak jakby wydarzyła się naprawdę i wielu ludzi uwierzyło w tą historię, pomimo tego że wiele elementów to straszne pierdoły, jednak napisane obok ważnych prawd życiowych brzmią prawdopodobnie.

Jedna z prawd życiowych zwróciła moja uwagę dlatego że słyszałam już o tym wcześniej. Chyba wszyscy zgodzą się z tym, że emanujemy energią, a energia ta ma ładunek emocjonalny zależy od tego co przetrawiamy w głowie. Wszystko co nas otacza jest nieustannie napromieniowywane naszą energią. Chyba już wszyscy słyszeli o zmianie struktury wody za pomocą myśli, uczuć, emocji. To się dzieje cały czas. Więc jeśli nieustannie analizujemy dawne urazy i czujemy się z tym przybici i mamy uczucie niesprawiedliwości, to takie uczucia wsiąkają w nasze otoczenie (już nawet nie wspominam co się wtedy dzieje z naszymi ciałami, dlatego tak ważne jest wybaczanie dla naszego zdrowia). Dlatego gdy wrócimy do domu naładowanego miłością to możemy w nim naprawdę odpocząć i zregenerować się.

Każdego dnia w każdym momencie promieniujesz uczuciami, więc jak to zrobić, żeby te uczucia były jak najbardziej pozytywne i jednocześnie szczere i nie na siłę, bez udawania


  • Dbać o dobre relacje z ludźmi, szczególnie z tymi którzy są najbliżej
  • Codziennie przed zaśnięciem wyobrażać sobie to co Cie najbardziej uszczęśliwia
  • Znaleźć wenę, czyli pasję, lub po prostu zajawkę, coś co chce Ci się robić nawet gdy jesteś bardzo zmęczony, coś co zastąpi gapienie się w telewizor i fejsa
  • Słuchać ulubionej pozytywnej muzyki
  • Do problemów podchodzić rzeczowo, z rozsądkiem a nie uczuciowo, ostatnio błysnął mi po oczach flesz z fotoradaru, i co? i nic ;) jechałam akurat na imprezę i bawiłam się na niej prześwietnie, przecież nie cofnę czasu żeby w tamtym miejscu pojechać wolniej, jak przyjdzie mandat to wyściubię kasę i zapłacę, a w przyszłości już będę pamiętać o tamtym miejscu żeby zwolnić
  • Tak naprawdę Twoje ciało to tylko powłoczka na nieśmiertelnej duszy, a jesteś na ziemi dla nauki i doświadczeń, więc nie masz się czego bać, jesteś bezpieczny
moja trasa do biegania, o czym myśleć w czasie biegania?
najlepiej o niczym, tylko rozkoszować się pięknem ;)

Najzdrowsza dieta

Kto stosuje dietę? Tylko ludzie którzy chcą schudnąć lub wyleczyć jakąś chorobę. Natomiast ludzie, którzy czują się świetnie, pełni energii i lubią swoje ciało, nie stosują diet, bo nie czują takiej potrzeby i jedzą wszystko co popadnie. Niestety często właśnie ludzie zdrowi i nie zwracający uwagi na jedzenie śmieją się z diet i z ludzi, którzy chcą coś zmienić. Ale ten się śmieje kto się śmieje ostatni.

Ostatnio króluje kilka najpopularniejszych diet:

Paleo
To powrót do diety pierwotnych ludzi z gór, lub wyżyn, którzy jedli głównie mięso z dodatkiem surówki, zakaz wszelkich zbóż. Dieta niemożliwa do zastosowania dla ludzi z miasta, ponieważ dzisiejsze sklepowe mięso i warzywa totalnie się różnią od tych dzikich. Wolno poddawać obróbce termicznej, chociaż pierwotni tego nie robili, wolno nawet łączyć 10 składników w jednej potrawie.

Wegetarianizm
To bojkot wszelkiej produkcji mięsa, ale jajka i sery dozwolone. Zupełnie zrozumiały ruch ludzi z miasta, którzy nie mają styczności z przydomową hodowlą zwierząt i sprzeciwiają się wszelkiemu zabijaniu

Weganizm
Bojkot wszelkiej produkcji z użyciem zwierząt, więc odpadają jajka, sery i nawet miód. Z odstawieniem mleka i przetworów się zgodzę, bo naprawdę żal mi przemysłowych krów. Chociaż nie wiem czy kury nioski nie maja jeszcze gorzej.

Witarianizm
To weganizm w wersji surowej zakładający, że obróbka termiczna zmienia skład warzyw, co jest prawdą bo giną witaminy i zwiększa się ilość cukru. Czyli tylko surowe i tylko warzywa i owoce. Niestety nie da sie tej diety stosować dłuższy czas bez suplementów.

jabłuszka znalezione na spacerze po zaroślach
 na dzikiej jabłonce, były pyszne
Dieta którą chcę zastosować jest w pewnym sensie połączeniem tych diet, jest wynikiem obecnych głównych nurtów ideowych na temat diet. I nie jest dietą tymczasową tylko taka na zawsze. Pierwsza i najważniejsza zasada z której wynikają wszystkie inne to prostota i pierwotność posiłków, jedzenie ma być jak najmniej przetworzone. Zdecydowanie należy unikać wszelkich chemikaliów spożywczych. Oraz uważam , że sposób uprawy warzyw i owoców znacząco wpływa na ich zawartość, rośliny smagane wiatrem mają większą ilość witamin i minerałów, i mniej cukrów. Dlatego czym dziksze jedzenie tym lepsze. Pomidor ze szklarni w Hiszpanii to zupełnie inny pomidor niż ten z ogródka twojej cioci. Mają zupełnie inną zawartość. Dlatego podstawą mojej diety są produkty organiczne, i bez gmo. A że sklepy eko mają dość wysokie ceny to warto sobie te eko warzywka samemu wyprodukować co jest tak naprawdę łatwe, bo wszystko się wydaje trudne dopóki nie wiadomo jak to zrobić, a gdy się już wie to jest łatwe. Dlatego pisze ten blog, żeby uprawa warzyw i hodowla zwierząt była dla Was łatwa. Idealnie by było, żeby zakupy w spożywczaku ograniczyły się do: przypraw (sól pieprz, zioła), oliwy z oliwek, oleju lnianego, kawy, herbaty, ryżu, ewentualnie płatków owsianych, ryżowych, gryczanych i otrębów.

dzika róża,
 niezastąpione źródło witaminy C jesienią
Po drugie proporcje w diecie, czyli jak najwięcej surowych owoców i warzyw, trochę mniej gotowanych, troszkę nabiału, a najmniej mięsa. Czyli najważniejszym składnikiem obiadu jest surówka, na drugim miejscu kasza/ziemniaki/ryż, a mięso tylko co któryś dzień. Na śniadanie polecam zrobić sobie taka mieszankę: płatki ryżowe, płatki jaglane, mielone siemię lniane, otręby, rodzynki, można dodać tez orzechy i słonecznik, kilka łyżek takiej mieszanki zalać wrzątkiem i odczekać chwilkę żeby płatki napęczniały, smakuje pysznie i w dodatku zdrowe.

przyrządzanie posiłków: jak najmniej przetwarzania, najlepiej zrezygnować ze smażenia na oleju, ale nie widzę przeszkód żeby dusić mięso z warzywami na patelni (bez poprzedniego smażenia), Ja tak robię co drugi obiad.

Produkty zakazane w mojej diecie:
ASPARTAM, GLUTAMINIAN, GLIFOSAT


Idealne śniadanie
Pierwsze dwa dość łatwo zidentyfikować, wystarczy czytać składy produktów, jeśli w składzie nie występuje aspartam ani żaden glutaminian, to znaczy że ich tam niema. Praktycznie każdy rodzaj sklepowego jedzenia można znaleźć bez tych składników. Trochę trudniejsza sprawa jest z glifosatem, który ma trochę dłuższą drogę przedostawania się do naszego jedzenia. Na początku jest nim opryskiwane pole z soją, soja go wchłania, następnie ta soje jedzą przemysłowe zwierzęta i kumulują w sobie glifosat. Więc jest on w całym sklepowym mięsie, oraz mleku i jajkach. Co ciekawe najwięcej ludzi przeszło na wegetarianizm i weganizm kiedy glifosat zaczęto powszechnie stosować w rolnictwie. Ludzie intuicyjnie wiedza co im szkodzi, a potem dorabiają ideologie do unikania tego. Niestety glifosat jest również w kukurydzy i ostatnio bardzo często w zbożach, więc w pieczywie (większość pieczywa jest bez ale tego sie nie odróżni) i oczywiście we wszystkim co zawiera soję i lecytyne sojową

Oczywiście zupełne, nagłe odstawienie wszelkich zwierzęco pochodnych produktów byłoby zbytnim szokiem dla organizmu, więc moje rady są takie:

  • po pierwsze ograniczyć wędliny sklepowe, dla zdrowia wystarczy w zupełności mięso jedzone na obiad
  • w ogóle ograniczyć mięso na początek do ilości co drugi dzień, a ostatecznie wystarczy je jeść raz w tygodniu, uzupełniając białko jajkami i serem
  • kupujcie jajka ser u starszej pani na targu (dodatkowo wspieracie lokalna przedsiębiorczość)
  • obczajcie najbliższego gospodarza, który sprzedaje wędliny domowej roboty, przyrządzane ze świń hodowanych przez siebie (zwykle się tacy ukrywają, bo ścigają ich gigantyczne podatki i inne opłaty)
  • duszona marchewka z przyprawami
  • zacznijcie hodować kury i np kozy lub owce

To jest ideał do którego dążę i stosuję co tylko się da, niestety napotykam wiele przeszkód:
  • brak kasy, np żeby zainwestować w kozy, a najlepiej we własne gospodarstwo
  • nie jestem u siebie, mieszkam u teściowej, więc często muszę się podporządkować jej zasadom, często z nią dyskutuję i powoli przemycam kolejne dobre myśli, ale to proces powolny, zmieniamy się gotowaniem co drugi tydzień, gdy ona gotuje niestety nadal nie zwraca uwagi na składy i ulubiona jej przyprawa to kucharek, a byłaby wielka obraza gdybym wzgardziła jej obiadem, więc wtedy jem mniejsze porcje (relacje z bliskimi są ważniejsze niż zachowanie diety, zawsze)
    mięso wrzucone do duszenia z marchewką i przyprawami
    po drugie ona i mój mąż rządzą wokół domu i mam mało miejsca na własną grządkę warzywną, ale jest między nami coraz większa współpraca
    teściowa karmi kury chemicznymi witaminami, ale często z mężem przejmujemy obowiązki kurskie.

Moją motywacją jest oczywiście niedoczynność tarczycy i w związku z nią beznadziejne samopoczucie. Do tej diety zainspirowało mnie troje ludzi: Tombak, Pepsi Eliot i ten koleś.

gotowy obiad, mniam mniam
Pepsi Eliot zrobiła dla zdrowia Polaków więcej niż służba zdrowia, ale nie zgadzam się z nią w kwestii suplementacji, bo zdrowa dieta to powinna być taka przy której już nie trzeba się niczym wspomagać.  Natomiast facet , który postanowił zupełnie zmienić swoje życie i zaczął sam sobie produkować jedzenie stał się od razu autorytetem w sprawie uprawy warzyw i hodowli kur, pomimo tego, że nauczył się wszystkiego z YouTube rok wcześniej. A prawda jest taka, że każda babcia wie lepiej jak się tym zająć, dlatego jeśli nadal masz babcię to warto odnowić z nią relację i częściej jej pomagać. Mówi się, że ludzie odeszli od natury, że zapominają dawnej podstawowej wiedzy, że gdyby była wojna to ludzie umarli by z głodu, to prawda, ale ile z tych osób co tak mówią chociaż raz pogadała na ten temat ze swoją babcią?
czarna porzeczka prosto z krzaka, jeszcze ciepła od promieni słońca


czwartek, 24 listopada 2016

Trasa do biegania czyli zjawiskowość odludzia

W tym temacie nie co za wiele pisać. Warto biegać, warto dbać o swoją kondycję. szczególnie przy niedoczynności tarczycy łatwo się zapomnieć i zaniedbać. Bieganie to najlepsze dotlenianie całego organizmu. gdy biegasz krew szybciej krąży i dzięki temu lepiej roznosi tlen i wszystkie substancje odżywcze, do najdalszych zakamarków, np włosów i one potem lśnią. Dlatego po bieganiu nie jest się głodnym, bo krew lepiej wszystko przetransportowała. Ciesze się że wyjechałam w prawie Bieszczady.

Poniżej fotki z mojej trasy do biegania w czerwcu








i w sierpniu


zamazane bo robiłam fotkę szybko bo gryzły mnie gzy :D



Darmowe źródło naturalnej witaminy C i Magnezu w nieograniczonych ilościach

TO OGÓRKI KISZONE :D które są w dodatku pyszne. (ale może nie do końca darmowe, bo całkowity koszt to jakieś 30zł)

Bardzo łatwo je sobie wyhodować, i jeszcze je łatwiej je potem ukisić. Ogórki kiszone zawierają (w 100g) 1mg wit C i 4mg magnezu, idealne źródło na zimę. Dodatkowo zawierają wit A, żelazo i oczywiście sprzyjające bakterie, które robią dobrą robotę w naszych jelitach.

ZACZYNAMY

Do wyhodowania ogórków potrzebujemy:

  • nasiona ogórków i kopru (koszt kilku torebek - 5zł)
  • kawałek geowłókniny (koszt - 15zł)

Grządka musi mieć około 8m2, ( Przygotowanie grządki.) robimy maleńkie dołeczki około 8cm głębokości, w odległościach od siebie co 50cm. Do tych dołków wrzucamy po kilka nasion. Podlewamy obficie. Następnie cały obszar przykrywamy geowłókniną i po bokach ją przykładamy czymś ciężkim żeby nie zwiał jej wiatr (np cegłami). Jeśli nie pada obfity deszcz to co tydzień trzeba podlać (bez odkrywania włókniny, lać na wierzch). W drugiej połowie maja można zdjąć włókninę, powinny tam już być rozrośnięte pędy ogórków i początki kwitnienia. Latem jeśli nie pada deszcz to trzeba nadal podlewać co jakiś czas, szczególnie gdy są upały, to wlać im ze 3 wiadra wieczorem.

Ogórki trzeba zbierać co kilka dni, ponieważ jak się zagapimy to urosną takie giganty, że nie zmieszczą się do słoika, będą się za to świetnie nadawać na mizerię. U nas to wychodzi tak, że co tydzień zbieramy pełne wiaderko. Warto się zaopatrzyć w rękawiczki bo pędy i same ogórki są bardzo szorstkie (rękawiczki wampirki - 2zł). Więc do kiszenia wybieramy najmniejsze ogóreczki.

Koper jest łatwiejszy ponieważ jest bardziej odporny na nocne przymrozki i nie trzeba go niczym okrywać. Tylko wysiać do ziemi i czekać aż urośnie ( trzeba trochę przeplewić gdy jest mały).

KISZENIE

Koszt:
  • sól - 2zł
  • słoki - 3zł za słoik (ale można zbierać np z majonezu)
  • gorczyca 2zł

to nasze zapasy
Bierzemy kilka słoików. Wpychamy do nich ogórki na maksa ile się zmieści. Następnie na wierzch każdego słoika kładziemy: kwiat kopru (może być razem z łodygą), 2 ząbki czosnku, liść wiśni, i liść czarnej porzeczki, kilka ziaren gorczycy białej. Jeśli nie masz wiśni ani czarnej porzeczki, to na początek może być bez nich. Gotujemy wodę z solą, na jeden słoik przypada pół litra wody, soli dajemy 100g na litr wody. Więc jak masz 5 słoików to gotujesz 2,5 litra wody i dajesz 250g soli. Gdy woda się zagotuje to zalewamy ogórki po sam wierzch słoika, żaden ogórek nie może wystawać ponad wodę. Można zalewać gorącą, lub ostygniętą, bez znaczenia. I zakręcamy pokrywki. Słoiki dobrze jest wstawić do piwnicy, lub innego chłodnego pomieszczenia. I już. Za dwa tygodnie już sa gotowe ogórki małosolne (nie wiem skąd taka nazwa, bo są bardzo słone, po prostu są tylko lekko podkiszone), a po miesiącu już są gotowe całkiem ukiszone ogórasy. Niam niam! 

aż sama sobie zrobiłam smaka, zjadłam tą kanapkę
Fajnie jest żyć na moim zjawiskowym odludziu i kisić sobie organiczne ogórki :D

poniedziałek, 21 listopada 2016

Jestem z Miasta

Wychowałam się na blokach z wielkiej płyty. Parafia w której przystępowałam do pierwszej komunii liczy 10 tysięcy ludzi. Do liceum dojeżdżałam autobusem miejskim, do sąsiedniego miasta, które liczy 200 tysięcy mieszkańców. Przez całe moje dzieciństwo i młodość jadłam tylko rzeczy ze sklepu, a raczej z supermarketu. I byłam przyzwyczajona do sklepowego smaku, w końcu na nim się wychowałam. Na początku wiejskiego życia nic mi nie smakowało (kuchnia teściowej nadal mi średnio podchodzi).
widok z okna na Wawel



W moim nastoletnim życiu marzyłam o zamieszkaniu w Krakowie. Wydawał mi się wspaniałym miastem artystów, pełnym życzliwych, tolerancyjnych ludzi. Pragnęłam tam mieszkać, najlepiej w samym centrum. W centrum ludzkości. Być wśród ludzi. W żytciu bym nie opmyslała, że wyjadę kiedyś na odludzie. Udało mi się dostać na Uniwersytet Rolniczy na Ogrodnictwo, chciałam projektować ogrody. Chciałam wykorzystać ten czas na poznawanie ludzi, by po studiach zostać w Krakowie. Chciałam się zadomowić. Nawet mieszkałam przez rok przy ulicy Jabłonowskich, 700m od Wawelu,
akademik i ryż z warzywami
wtedy dojeżdżałam na zajęcia rowerem plantami do Barbakanu a dalej drogą rowerową. Niestety duża ilość nauki i niskie fundusze (oraz duża nieśmiałość) mocno ograniczyły moje wyjścia gdziekolwiek, więc moja integracja z tym miastem wypadła bardzo kiepsko

W tym czasie zaczęłam się interesować zdrowym odżywianiem. Od kilku lat nie jadłam mięsa i czułam się dość beznadziejnie, zero energii, w dodatku byłam gruba (mniej szczupła niż koleżanki). Czułam się ociężała i ospała. 
bardzo zdrowotne wygłupy,
mój strój juwenaliowy był związany z uczelnią,
jeszcze nie wiedziałam gdzie mnie wystrzeli życie
Czym bardziej zagłębiałam się w tajniki zdrowych liści tym bardziej pragnęłam wyjechać na świeże powietrze z dala od smogu. Wyobrażałam sobie siebie pełną energii, na wsi, jedzącą zdrowe organiczne jedzenie. Krakowianie których poznałam okazali się średnio sympatyczni, więc kumplowałam się z innymi imigrantami studenckimi, i po piątym roku wszyscy znajomi odjechali do swoich małych, odległych miejscowości. Więc ja też wróciłam do rodziców, ale na bloki. Wtedy już poważnie marzyłam o domku w górach. W czasie studiów poznałam mojego ukochanego mężunia, ale zaczęliśmy się spotykać jak miałam 26lat. Bardzo szybko wyjechałam do niego na wieś, i już mija czwarty rok mojej farmerskości. Pisze to żebyście wiedzieli że jestem dopiero początkującą farmerką. Pamiętam to jak pierwszy raz przyjechałam do domu mojego ukochanego. Przy kolacji wszyscy zaczęli rozmawiać o tym co posadzić w przyszłym roku na polu, rabarbar czy coś tam. Czułam się jakbym przyleciała na inną planetę.

Więc wyjechałam na odludzie już prawie 4 lata temu i od tamtej pory się uczę. Poznaję inne życie. Mój ukochany uczy mnie praw przyrody, bo śród nich sie wychował. Chciałam żeby swoje jedzenie zadziałało na mnie proenergrtycznie, niestety nadal czuję się jako tako. Niedawno (3 lata temu) dowiedziałam się że mam niedoczynność tarczycy i cały czas kombinuję jak ją wyleczyć. Jak na razie moim największym odkryciem medycznym jest to, że najbardziej leczy śmiech, towarzystwo wesołych osób. Nie mogę powiedzieć, żeby na wsi były jakieś wielkie tłumy ludzi, ale przynajmniej sąsiedzi spotykają się przy ognisku. Nie raz spędzam z mężem wiele godzin przy pracy.

Prawdziwe antidotum to życzliwi ludzie. Prawdziwe lekarstwo to śmianie z ludźmi. A zdrowe jedzenie na drugim miejscu.
Wieczór panieński kumpeli z liceum, po prawej ja

szalejemy :D

dobrze mieć znajomych

Krakowskie juwenaliowe tłumy ludzi

i jeszcze więcej tłumów ludzkości
pod uczelnią poznałam mojego ukochanego męża <3